Wydaje się, że nikt we współczesnym świecie nie ma wątpliwości, że dla rozwoju człowieka ważna jest rodzina. Im sprawniej działa, im więcej w niej miłości, zrozumienia i uwagi, tym silniejsze i bardziej spójne we­wnętrznie osoby w niej wyrastają.

Im bardziej rodzina zaburzona, im bardziej destrukcyjna, z tym więk­szym trudem odnajdują się w świecie jej członkowie. Często rozmowa z uczniem o rzeczach, wydawałoby się, dalekich od spraw rodzinnych sku­pia się właśnie na rodzinie. Nigdy nikt nie będzie miał na dziecko takiego wpływu, jak rodzice. Oni są pierwowzorem wszelkiego myślenia i spo­strzegania świata, oni podsuwają dziecku sposoby interpretacji tego, co w tym świecie się dzieje.

Jeśli Jaś kłóci się ze Stasiem, to można mu zwrócić uwagę i już. Ale je­śli Jaś za każdym razem, kiedy Staś robi coś innego, niż ten sobie życzy, zaczyna na niego krzyczeć i inaczej nie potrafi, to już warto się zastano­wić, skąd taki pomysł rozwiązywania konfliktu. To dość schematyczny przykład, ale pokazuje, o co tu chodzi: o „kopiowanie” sposobów komu­nikowania się ze światem. Naturalnie, nie zawsze ma to takie proste prze­łożenia. Bita Zosia może bić inne dziecko albo siedzieć przerażona w ką­ciku. Może raz okładać wszystkich rękami, a raz być cichutka. Może wreszcie wybrane dzieci obijać, a wobec innych być posłuszna i uległa. Te zachowania zostały wyuczone w rodzinie. To ona ukształtowała sposób, w jaki dziecko radzi sobie z trudnościami, rozwiązuje konflikty, traktuje dorosłych i rówieśników.

 Współczesna rodzina zdecydowanie przeżywa kryzys. Ludzie są pogu­bieni w otaczającym ich świecie, ponieważ został zachwiany dawno usta­lony porządek rzeczy. Walka o przetrwanie, a czasami „walka” o karierę sprawiają, że dom staje się miejscem, gdzie poszczególni członkowie ro­dziny zamieszkują, wymieniają poglądy na różne tematy, ale nie tworzą wspólnoty, a co za tym idzie – nie mają poczucia przynależenia do kogoś i w konsekwencji poczucia bezpieczeństwa.

Odczucie samotności zdarza się coraz częściej. Wprawdzie większość uczniów mówiących o tym otacza się w codziennym życiu mnóstwem ludzi, jednak sama obecność nie wystarcza. Aby przestać czuć się samotnie, po­trzebne są więzi pomiędzy ludźmi.

1. Samotność w rodzinie

Z problemem poczucia osamotnienia w rodzinie uczniowie często zgła­szają się do pedagoga. Zdania: „Im na mnie nie zależy”, „Mam przynosić dobre stopnie, a poza tym mógłbym nie istnieć”, „Oni nic o mnie nie wie­dzą” często są wygłaszane w gabinecie. I trudno się dziwić, że nic młodych ludzi nie cieszy, że ciężko im się skupić, że lekcje i nauka przestają być ważne. W końcu powiedzmy szczerze: większość uczniów aż do matury uczy się dla kogoś. Stwierdzenia typu: „Pamiętaj, uczysz się sam dla sie­bie”, choć niby słuszne, nie mają żadnego przełożenia na rzeczywistość. Uczniowie uczą się dla rodziców, czasem dla pani, czasem dla chłopaka lub dziewczyny albo dlatego, by dobrze wypaść na tle klasy, czyli po pro­stu dlatego, że podjęli rywalizację z rówieśnikami.

Docenienie czy zauważenie przez rodziców jest jednym z najważniejszych czynników  motywujących do nauki, szczególnie jeśli to zaintereso­wanie nie ogranicza się do wyników, ale dotyczy również procesu uczenia się, ilości wkładanej pracy i podejmowanego wysiłku.  Warto przypominać znaną prawdę, że na­grody są o wiele skuteczniejsze od kar, że lepiej wzmacniać, niż ganić.

Ewie z pierwszej klasy gimnazjum wydawało się, że rodzice jej nie kochają i nie interesują się nią, ponieważ dużą część swojej uwagi kierowali na młod­sze dziecko. Kiedy jednak z pedagogiem zebrała wszystkie rzeczy, które robi z rodzicami, okazało się, ku jej zdziwieniu, że spędzają wspólnie bardzo dużo czasu. To, co było inne, to stosunek rodziców do Ewy – po prostu młodsze dziecko było bardziej hałaśliwe, absorbujące i wymagało dużo więcej doraźnej opieki.

Warto z dzieckiem popracować nad urealnieniem jego spostrzegania zachowań innych osób, nad rozszerzeniem pola widzenia, tak by przesta­ło się skupiać tylko na własnym cierpieniu. Naturalnie, trzeba wspierać dziecko w jego przeżyciach, bo cierpienie jest bolesne. Pokazanie, że ist­nieją jeszcze inne strony tej samej sytuacji, może jednak coś zmienić.

       Inaczej jest, gdy problem dziecka nie polega na jednostronnym spo­strzeganiu rzeczywistości, ale wiąże się z realnym brakiem zainteresowa­nia rodziców swoim potomstwem. Tutaj metoda „otwierania oczu” ni­czemu nie służy. Jeśli po interwencji rodzice nie zmieniają swojej postawy, pedagog i inni nauczyciele powinni dać uczniowi jak najwięcej wsparcia. Być może będzie też potrzebna interwencja instytucji zewnętrz­nych w sprawy rodziny (mowa tu o zaniedbywaniu dziecka).

2. Brak porozumienia

Problem dotyczy obu stron: dorosłych i dziecka. Znamy to: „Oni mnie nie rozumieją, na nic mi nie pozwalają, wszyscy chodzą na imprezy, tylko ja mam przechlapane”, a z drugiej strony: „Całe życie jemu (jej) poświęcili­śmy, tylko dla niego (niej) pracujemy, dostaje wszystko, co najlepsze, my­śmy w jego (jej) wieku nawet połowy tego nie mieli, a on (ona) nawet nie chce się trochę pouczyć”.

I znowu brakuje tu chęci, umiejętności, wysiłku, by spróbować zrozu­mieć, o co drugiej stronie chodzi. Rodzice często kończą rozmowę stwier­dzeniem: „Masz się uczyć, nie dyskutuj i już!” W ten sposób odbierają so­bie szansę na to, by dziecko kiedykolwiek zechciało powierzyć im swoje problemy. Kilka takich prób i możliwości porozumienia zostają wyczerpa­ne. Z drugiej strony, rodzice nie rozmawiają ze swymi pociechami o swo­ich własnych pragnieniach (chciałabym, żeby ci było lepiej w życiu, a wie­rzę, że nauka w tym pomoże), planach, inwestycjach (dużo pracuję, bo marzy mi się to czy tamto).

Chyba duża część dzieci gotowa byłaby zrezygnować z różnych atrak­cji, które mają dzięki pieniądzom „wyharowanym” przez rodziców w za­mian za wspólnie spędzony czas, za zabawę, rozmowę. Naturalnie, in­na jest sytuacja, kiedy ciężka praca rodziców przynosi dochody pozwalające jedynie przetrwać. Rodzice często zapominają, że dzieci du­żo rozumieją i są w stanie z dorosłymi „przechodzić” trudne okresy. Istot­ne jest, by miały świadomość, że złe samopoczucie rodziców, smutek, przygnębienie nie są z ich powodu, ale że jest to problem ze świata, a one są wciąż kochane i ważne dla rodziców.

3. Alkohol w rodzinie

Bardzo poważnym problemem rodzinnym jest nadużywanie alkoho­lu. Niestety, sporo dzieci pochodzi z zagrożonych rodzin. Dzieci te są bar­dzo obciążone tajemnicą rodzinną: ani podzielić się kłopotem, ani szukać pomocy. Dzieci alkoholików mają poczucie, że muszą zmagać się ze wszystkim same. W wielu środowiskach informacja o tym, co się dzieje w danej rodzinie, jest właściwie informacją publiczną, chociaż nikt do ni­czego otwarcie się nie przyznaje.  Pedagog w takich sprawach stara się działać szczególnie delikatnie i dyskretnie. Najlepiej wciągać dziecko we wszelką możliwą aktywność, gdzie miałoby szansę spróbować czegoś nowego, innego niż znane mu życie. Wszystko jedno, czy uczeń przygotuje referat, będzie opiekował się klasową gazetką, działał w kółku teatralnym czy biegał za piłką na zajęciach SKS. Ważne jest, żeby miał inny świat poza domem, żeby miał szansę skosztować normalnego życia, czyli życia nie zaburzonego alkoholem.

Tam, gdzie tylko istnieje taka możliwość, warto posyłać dzieci do grup wsparcia, które istnieją przy poradniach zajmujących się problemem alko­holowym. Naturalnie, jeśli tylko się da, trzeba skłaniać do terapii wszyst­kich niepijących członków rodziny alkoholika, ale to już rola specjalisty. Jednego na pewno nie wolno – głaskać po głowie i rozczulać się: jaki ty biedny. Takim działaniem potwierdzamy traumę i sankcjonujemy ją.

Odrębną działalnością pomocową jest wsparcie materialne. I tu warto pamiętać, by pomoc dotyczyła dziecka, a nie rodziców. Czyli zamiast pie­niędzy – obiady, podręczniki, wyjazdy klasowe czy wakacyjne, aby takie działania zapewniały realną pomoc.

4. Przemoc w rodzinie

Od kiedy, od jakiego momentu możemy mówić o przemocy? Czy jak ojciec przyłoży dziecku pasem raz w miesiącu, jest to przemoc, czy nie? W niektórych środowiskach jest, a w niektórych nie. Niestety, bicie dzieci w rodzinach jest w naszym kraju ciągle społecznie akceptowane. Dopiero bicie dziecka w połączeniu na przykład z biciem jego matki zmusza do za­stanowienia, czy ten człowiek nie przesadza (choć w naszym prawie i praktyce sądowej takie sprawy również nie są jednoznaczne). Dopiero naprawdę widoczne ślady albo urazy mogą sprawić, że odpowiednie służ­by zajmą się sprawą.

Istnieją różne organizacje zajmujące się dziećmi i osobami, które są bite, i do nich należy kierować osoby pokrzywdzone. Jednak, aby uzyska­nie jakiejkolwiek pomocy było możliwe, trzeba nawiązać współpracę choćby z jedną osobą z rodziny. Jeśli nie może nią być wystraszona mat­ka, to może babcia albo ciocia. Czasami okazuje się, że sam pedagog musi działać.

Musimy liczyć się z sytuacjami, kiedy interwencja pedagoga nie dość, że nie poprawia trudnych warunków życia ucznia, to może sprawić poniesienie przez dziecko dodatkowych konsekwencji z powodu donoszenia na rodzi­ca. Trzeba się dobrze zastanowić nad własnymi posunięciami i dobrze oszacować własne możliwości, przewidzieć, na co można liczyć ze strony różnych służb i jaki możemy osiągnąć efekt. Pamiętajmy – najważniejsze to nie szkodzić!

Na pewno trzeba współpracować z fachowcami, którzy podpowiedzą, jaka interwencja w danej sytuacji jest najlepsza. Czasami trzeba wkro­czyć na drogę sądową, innym razem przemówić kilku osobom do rozsąd­ku lub pokazać, że można jednak coś zrobić w tej beznadziejnej sytuacji.

Na lekcji wych. fizycznego nauczyciel zauważył u dziesięcioletniego Krzysia rozległe siniaki na ramionach i plecach. Pedagog wezwał do szkoły matkę dziecka, która po nieudolnych wyjaśnieniach przyznała, że mąż bije chłopca. Zdarza się, że i ona jest bita, kiedy staje w obronie syna. Spłakana, opowiadała, że boi się męża i nie wie, co ma zrobić. Zgodziła się w końcu na wizytę w poradni ro­dzinnej. Udzielono jej tam zarówno porad prawnych, jak i wsparcia psychicz­nego. Zobaczyła też inne kobiety, które próbują wydostać się z podobnych sy­tuacji. Jednak najważniejszą rzeczą, jaką uczyniła, było odseparowanie Krzysia od ojca (do czasu ostatecznego wyjaśnienia sprawy).

Czasami, gdy pozornie niewiele możemy osiągnąć, dziecku wystarczy sam fakt, że ktoś usłyszał o jego kłopotach, ktoś zauważył, że jest mu trud­no, posłuchał, potwierdził, że tak być nie powinno, i obiecał, że się tą sprawą zajmie.

5. Molestowanie seksualne

Jeszcze bardziej drastycznym problemem jest molestowanie seksualne lub przemoc seksualna. W naszym społeczeństwie jest to ciągle temat ta­bu, a w konsekwencji w bardzo wielu miejscach ofiara nie ma żadnych szans w konfrontacji z opinią publiczną. Te sprawy są tak delikatne, tak wiele wymagają wysiłku ze strony dziecka, by pokonać własny wstyd i lęk, poczucie winy, że donosi się na własnego rodzica. Najważniejsze, co mo­że uczynić pedagog, do którego zostaje zgłoszony taki problem, to potrak­tować go poważnie. I nie przestraszyć się!

To jest specyficzny rodzaj przemocy i specyficzne jest postępowanie z jej ofiarą, dlatego skontaktujmy się jak najszybciej z fachowcami. To nie znaczy, że należy zerwać wszelki kontakt z dzieckiem. Nawet, gdy ktoś in­ny przejął „sprawę”, my nadal możemy wspierać dziecko w pracy szkolnej, w radzeniu sobie przez nie z wymaganiami, pomagać w rozwiązywaniu kłopotów z rówieśnikami itd. , czyli być do dyspozycji dziecka, jeśli tylko te­go potrzebuje.

           6. Rodzina rozbita

Z problemem rodziny rozbitej spotykamy się właściwie na co dzień. Na każdą klasę przypada przynajmniej dwoje lub troje uczniów, których rodzice nie mieszkają razem, nie żyją ze sobą. Sytuacja konkretnego dziecka zależy, naturalnie, od tego, jak rodzice traktują swoje dzieci, jak kształtują się ich kontakty – czy walczą ze sobą, czy wykorzystują dziecko do własnych rozgrywek, czy jednak potrafią myśleć o nim. Wśród ludzi, którym życie się nie ułożyło, nie ma wiele ideałów. Więcej jest takich, któ­rzy czują się urażeni, są obrażeni na partnerów i myślą, że życie, los, dru­gi człowiek skrzywdził ich, że należy się odegrać. Dzieci, choć nie są stro­nami w sporze, znajdują się w trudnej sytuacji – rzadko kiedy traktowane są poważnie, rzadko ktoś myśli o ich uczuciach.

Pedagog szkolny powinien uwzględniać dwa aspekty rozwodu rodzi­ców dziecka: sytuację, kiedy rozwód właśnie się szykuje lub jest przepro­wadzany oraz rozstanie rodziców, które jest faktem od jakiegoś czasu.

W pierwszym przypadku najważniejsze myśli, jakie się u dziecka poja­wiają, to oczywiście poczucie, że „rodzice rozwodzą się przeze mnie”. Chociaż nam, dorosłym, wydaje się to nielogiczne, dzieci zawsze myślą, że może, gdyby były grzeczniejsze, lepsze, gdyby się postarały, to pewnie „ta­tuś by nie odszedł”. Wtedy najważniejsze jest przypomnienie rodzicom, żeby jak najczęściej mówili dziecku, że je kochają, że to nie z jego powodu muszą się rozstać, że to oni, dorośli, się nie porozumieli, że postarają się, żeby dziecko miało kontakt z obojgiem. Czasami rodzicom wydaje się, że to tylko oni mają kłopot, dziecko nie. Nie pomyśleli, że do nowej sytuacji powinni przygotować swoje dziecko i nieco zmienić wymagania wobec niego. Na przykład może się okazać, że dziecko zaczęło otrzymywać gor­sze stopnie, wchodzi w konflikty z rówieśnikami, jest agresywne. Proble­my z dzieckiem utrudniają rozwodzącym się rodzicom i tak niełatwą sytu­acją. Tyle, że tym razem to nie dziecko jest źródłem problemów, ono jest tylko ich odbiciem.

Niekiedy rozstającym się rodzicom trzeba to uświadomić i postarać się, by dziecko jak najłagodniej odczuło wszelkie możliwe skutki. Ważne jest, żeby rodzice hamowali przy dziecku swoje emocje, żeby na „negocjacje” czy obrzucanie się pretensjami umawiali się poza domem. Potrzebne jest tłumaczenie i potwierdzanie pozytywnych uczuć wobec dziecka oraz zro­zumienie dla jego emocji związanych z rozwodem.

Konsekwencją rozbicia rodziny jest możliwość pojawienia się rodziny zrekonstruowanej. Kombinacji rodzinnych kłopotów może być wtedy wie­le. Główne trudności to poczucie rywalizacji zarówno pomiędzy dziećmi i drugim dorosłym, jak i dziećmi z poszczególnych związków. Często rodzi­com się wydaje, że wszystko jakoś samo się ułoży. A dzieci nie wiedzą, jak sobie radzić z sytuacją, w którą są „wkładane” zwykle bez przygotowania. Trudne myśli dziecka to głównie przekonanie, że przestało być kochane, że nowy partner rodzica będzie dla niego ważniejszy. Może się pojawić po­czucie osamotnienia i niezrozumienia. Nowy związek, nowa miłość może tak pochłonąć rodzica, że właściwie przestaje on zauważać swoje dziecko.

Najlepszym rozwiązaniem jest zreflektowanie się rodziców i zmia­na zachowania wobec dziecka. Czasem wystarczy tylko zwrócić uwagę, że może tak i tak byłoby lepiej dla funkcjonowania dziecka (rodzice w więk­szości przypadków kochają swoje dzieci i pragną ich dobra, ale nie zawsze potrafią coś zrobić). Ale rodzice prezentują postawy obronne, nie zawsze chcą słuchać o tym, że robią coś nie tak. Jeśli nie uda się porozumieć z ro­dzicem, trzeba wspierać dziecko.

Dziecku potrzebne są choćby małe sukcesy, potrzebna jest wiara w to, że chociaż rodzic układa sobie życie, nie oznacza to, że przestał kochać swoją córkę lub swojego syna. Jeśli jednak dziecko przestało się liczyć w tym układzie, to rola pedagoga może okazać się istotna. Może on pomóc szukać w bliższej i dalszej rodzinie takich dorosłych, którzy staliby się zna­czącymi dla dziecka, od których dziecko mogłoby zaznać trochę miłości i zyskać poczucie, że dla kogoś jest ważne. Pedagog raczej nie będzie ko­chał swojego ucznia, ale może być dla niego ważną osobą, może mu da­wać swoją uwagę i zainteresowanie, oczywiście nie pozwalając, by dziecko uzależniło się od niego.

7. Wydarzenia dramatyczne

Życie nie oszczędza ani dorosłych, ani dzieci. Zdarzają się w rodzinie tragiczne sytuacje, jak ciężka choroba czy śmierć. Nikomu nie jest łatwo pogodzić się z taką sytuacją, dzieciom tym bardziej. Zapewne jest różnica między śmiercią dalekiej ciotki czy stryjenki a śmiercią kogoś bardzo bli­skiego. Ale dzieci są często tak bardzo wrażliwe, że przeżywają najmniej­sze straty. Śmierć ulubionego chomika czy  psa może być głębo­kim wstrząsem. Odkrycie przez dziecko faktu, że jesteśmy śmiertelni, że samo może kiedyś umrzeć, że wszyscy, którzy są dla niego ważni, kiedyś odejdą, szokuje. Najtrudniejsza jest sytuacja, kiedy umiera któreś z rodzi­ców. Wtedy dziecku bardzo potrzebne jest wsparcie, zyskanie poczucia, że nie jest samo na świecie. Bardzo trudno zrozumieć, co dzieje się w sercu i umyśle takiego dziecka, jak bardzo czuje się opuszczone, zranione i po­krzywdzone. Jeśli ma oparcie w drugim rodzicu, w babci, jakiejś cioci, starszym rodzeństwie, to łatwiej mu przetrwać trudną sytuację.

Czasem trzeba pomóc dziecku poprzez umieszczenie go czy zapropo­nowanie uczestniczenia w grupie wsparcia. Na pewno dobrze by było, gdyby grono pedagogiczne przez chwilę roztoczyło „parasol ochronny” nad takim dzieckiem, pod warunkiem, że szkoła nie zacznie traktować go jak napiętnowanego, że dziecko nie stanie się szkolną sensacją czy obiek­tem pokazowej troski. Może warto, szczególnie ze starszym uczniem, omówić plan działania i wszystkie pomysły. Pokażmy, że szanujemy dziec­ko i traktujemy je poważnie, a poza tym przywracajmy mu szansę na prze­jęcie z powrotem kontroli nad swoim życiem (choćby w małym zakresie).  Ciężka choroba czy śmierć kogoś bliskiego odbiera dziecku poczucie, że ma jakikolwiek wpływ na to, co się z nim dzieje. Rodzaj terapii, jaki może tutaj pomóc, to właśnie pokazywanie młodemu człowiekowi sytu­acji, na które ma wpływ. Może w ten sposób powróci do normalnego funkcjonowania w świecie.

8. Brak czasu

Zmorą współczesnych czasów jest zabieganie i brak czasu dla siebie nawzajem. Najdotkliwiej odczuwają to, oczywiście, dzieci i jakoś próbują sobie z tym radzić. Dwie podstawowe możliwości to: 1) włóczenie się po ulicach z rówieśnikami i szukanie tam rozrywek czy sposobów na nu­dę, 2) spędzanie czasu pomiędzy szkołą a zajęciami dodatkowymi (szkołą muzyczną, treningiem tenisa, kursem języka). Pierwsza droga pociąga za sobą duże ryzyko różnych niebezpiecznych zachowań – chuligaństwo, złodziejstwo, rozpijanie się, sięganie po narkotyki. Druga jest bardziej przyzwoita i uczy różnych umiejętności potrzebnych do dalszego- w miarę dobrego- funkcjonowania w świecie. Ale takie samotne zmaganie się ze światem w towarzystwie „zastępczych matek czy ojców” w postaci trene­rów, nauczycieli czy innych osób szkolących nie zapewnia dziecku prawi­dłowego rozwoju emocjonalnego. Potem wyrastają nam ambitni mene­dżerowie, którzy pracują po 18 godzin dziennie, nie wiedzą, jak i kiedy rosną im dzieci, czym jest rodzina i co to znaczy bliskość.

Możemy próbować wciągać te „dzieci ulicy” w różne działania. Nieste­ty, jest coraz mniej osiedlowych klubów kultury dla młodzieży, harcerstwo podupada, atrakcyjne kluby sportowe kosztują dużo. Szkoła stara się, jak może, ale  nie może zbyt wiele. Nie jest to optymistyczne. Wzrusza widok ojca kopiącego z synem piłkę czy matki, która ma siłę i ochotę coś robić wraz z córką. Niestety, rodzice są często tak zmęczeni po pracy, że jedyne, o czym marzą, to zasiąść przed telewizorem i nic nie robić, nic nie odczuwać, o nic się nie martwić. Zajęcie się własnym dziec­kiem jest naprawdę czymś ponad siły. Może jeszcze znajdzie się trochę energii na przygotowanie kolacji, pozmywanie naczyń, może jeszcze ro­dzic zdąży się zapytać, czy dziecko odrobiło lekcje?

       Z punktu widzenia pedagoga oceniamy rodziców jako tych, którzy nie dopełniają swoich obowiązków. Ale przecież i my sami jesteśmy ciągle za­pracowani i zabiegani. Wydaje nam się, że jedyną sensowną postawą, ja­ką możemy i powinniśmy prezentować wobec uczniów i rodziców, jest po prostu zrozumienie ich kłopotów, trudności, niezaradności i braku umiejętności. Zrozumienie nie oznacza zgody, ale sprawia, że krytyka i dezaprobata nie jest tym jedynym, co możemy zaproponować naszym rozmówcom, że może być początkiem wspólnych poszukiwań.

9. Bezrobocie i ubóstwo

Niestety, tak jak w przypadku choroby czy śmierci, tak i w przypadku bezrobocia bardzo często nie mamy wpływu na to, co nas spotyka. Bieda i poczucie bezsensu wkraczają do wielu domów. Rozdźwięk pomiędzy tymi, którzy mają dużo pieniędzy, a tymi, którzy ich prawie w ogóle nie ma­ją, pogłębia się. W jednej klasie są dzieci, z których jedno każde wakacje spędza za granicą, a drugie nie ma kanapki. To stwarza wiele kłopotów i podziałów w klasie, sprawia, że dzieci czują się gorsze i może być powo­dem konfliktów. W rodzinach też nie jest najlepiej. Nie chodzi tu tylko o finansowy aspekt, choć on jest przyczyną wszystkiego. Chodzi o brak wiary, nadziei, o wszechogarniający bezsens i marazm, o to, że te uczucia przenoszą się na dzieci.

Niektórym z tych kłopotów można spróbować zaradzić, organizując darmowe obiady czy pomoc z ośrodka pomocy społecznej. Są to jednak środki doraźne, poza tym nie wystarczają dla wszystkich i, niestety, nie zmieniają statusu życia rodziny.

My, pedagodzy szkolni, możemy spróbować pokazać, że czasem coś ma jakiś sens – zachęcić, szczególnie starszych uczniów do poszukiwania pracy, np. podczas wakacji; odwołać się do wartości, które są ważniejsze niż bieżące kłopoty; zmotywować dziecko do lepszej nauki (żeby mogło szukać potem lepszej pracy, miało szansę na stypendium naukowe lub na nagrodę za wyniki).